Czy powszechne uszanowanie tradycji przystaje do zdrowia?
Otóż, zapewne ku zaskoczeniu wielu, nie zawsze. Istnieje bowiem tradycja zła i dobra. Niestety znacznie bardziej przebojowa jest ta gorsza (jak zły szeląg). Mniej nas jakoś interesuje dobra tradycja dbania o tężyznę fizyczną , jaką mieli rycerscy przodkowie, aby pokonać wrogów, a więcej - wątpliwa spuścizna ostrego opijania ich bitewnych przewag. W ściślejszym odniesieniu do medycyny- upada sztuka wysłuchania chorego (zarówno jego skargi jak i szmerów jego serca) na rzecz pseudo-nowoczesnej diagnozy i terapii bio-czymśtam, wyrosłym ze złych tradycji "magnetycznego rezonansu" i innych mesmeryzmów. Udoskonalane przez pokolenia aptekarzy wyciągi i mikstury -dziś produkowane w sterylnych fabrykach- przegrywają z prymitywnymi mieszankami o nieznanym do końca składzie i tragicznym nieraz zanieczyszczeniu metalami ciężkimi ( czego oczywiście nikt nie rozgłasza). Całą niezwykłą wiedzę o chirurgii czy chemioterapii nowotworów usiłuje się podporządkować zabobonnemu, nieprawdziwemu osądowi " rak się boi noża". Wysoce skuteczne zastosowanie zdobyczy współczesnej medycyny wciąż opóźniają przeróżne "leki z huby", zrodzone w wiekach ciemnoty. I tak dalej ...
Czy zatem "tradycyjne, domowe" sposoby na rozmaite dolegliwości mają dziś sens? Moim zdaniem w przypadkach, które organizm sam opanuje jak drobne oparzenie lub przeziębienie - tak, nawet jak coś faktycznie nie działa, ale przynajmniej nie szkodzi. Jednak we wszystkich poważniejszych ( powracających, uporczywych, niejasnych) dolegliwościach sposoby z tradycyjnej apteki zawodzą, tak jak zawodziły przed wiekami. I tą prawdę dedykuję wszystkim zadumanym u Grobu Pańskiego...